W połowie listopada informowaliśmy o wspólnej akcji TJS i TMS Brokers. W ramach akcji „Traderzy dzieciom”, członkowie społeczności TJS przez miesiąc wspólnie prowadzili 1 rachunek demo. Dokonali na nim łącznie ponad 700 transakcji, wypracowując dodatnią stopę zwrotu. Dzięki ich pięknej współpracy TMS przekazał na rzecz Stowarzyszenia Wiosna, organizatora Szlachetnej Paczki 5 000 PLN. Po zakończeniu akcji, udało nam się skontaktować z Szymonem Machalicą, jednym z traderów TJS biorącym udział w tym projekcie.
Witaj Szymon, w jednej z naszych wcześniejszych rozmów zdradziłeś mi już, że tradingiem zajmujesz się już od trzech lat. Czy mógłbyś powiedzieć co sprawiło, że zainteresowałeś się tematyką inwestycyjną i jak wyglądały Twoje początki? Jaki był i jest Twój cel?
Mój pierwotny cel chyba zakładał jak większość ludzi, którzy sięgają po takie tematy – dorobić sobie do wypłaty, a co ciekawe nie miałem stałej pracy. Chciałem poznać się tylko na technikach czytania tego co mówi rynek i wyciągania z tego pieniędzy jak wiele tysięcy inwestorów. Nie chodzi o to, że jarało mnie bieganie w garniturze i dyskutowanie o akcjach spółek. Czytałem wiele artykułów wtedy w Forbesie i coraz bardziej ciekawiła mnie część biznesu, która wydaje się wręcz ścisłą enklawą dla normalnego Kowalskiego.
Nieśmiało zacząłem badać jakieś artykuły w internecie i spotkałem się ze słowem spekulacja – surowce, waluty. Pomyślałem, że to będzie fajny biznes. Próba charakteru. Zawsze, gdzieś widziałem Wall Street jako ring i potężne starcie tytanów. Wtedy zajmowałem się sportem i pracowałem na bramkach. Pomyślałem, że to może być dyscyplina do której będę mógł przemycić pewne umiejętności. Nie myliłem się. W spekulacji najlepiej sobie radzą sportowcy chociaż wiele osób mówi, że to przez większą skłonności do adrenaliny, jazdy na krawędzi, a nawet hazardu. Nie, to nie jest hazard, ani hazardowe podejście do tematu tylko naprawdę kwestia psychiki.
I tak jest w każdej dziedzinie życia. Ktoś może mieć świetne predyspozycje do budowy siły ciała, ale jeżeli nie będzie w stanie psychicznie przeskoczyć ciężaru jak na przykład sto kilogramów w przysiadzie to co – ten, który jest w stanie i odważy się na taką próbę po odpowiednim przygotowaniu to hazardzista? Albo inny fajter, który po paru latach ostrych treningów wejdzie do klatki na zawodowy ring to też hazardzista? Nie. Ze spekulantem jest podobnie. Czytasz, uczysz się, systematyzujesz wiedzę, gromadzisz kapitał, usuwasz demo i wchodzisz na rynek prawdziwą kasą – zajmujesz pozycję i to się dzieje. Oczywiście nie możesz stać w miejscu tylko ciągle musisz się gimnastykować. W sporcie ciało, a w spekulacji umysł. Jeżeli zaczniesz odpuszczać to będziesz palił kolejne depo klnąc na czym świat stoi.
W moim przypadku spekulacja to jest naprawdę poziom hard. Zdominowała praktycznie każdą dziedzinę życia. Wchodząc w to nie wiedziałem, że przeprowadzę się na drugi koniec Polski, żeby się rozwijać w temacie spekulacji i giełdy.
Chcesz mi powiedzieć, że dla tradingu przeprowadziłeś się ze Śląska do Warszawy?
Tak, dokładnie. I powodem nie było, że dorobiłem się fortuny i stać mnie na apartament w stolicy. Poznałem wiele ciekawych osób na TJS. Graczy różnego szczebla. Tych którzy jak ja wrzucali skromnie po dwadzieścia dolców jak i tych, którzy obracali konta z pozycją po 10 lotów na DAX. Jeden z moich giełdowych aniołów stróżów, który chce pozostać anonimowy, po długich dyskusjach na temat rynku zaproponował kiedyś: – Szymek, przyjedź do Warszawy, bo tutaj będziesz miał warunki na rozwój tego co sobie dłubiesz na tych wykresach. Zgodziłem się bez wahania choć to było ryzykowne. Hazard! Wciąż duże grono, które mnie tam kojarzy z TJS niedowierza w to, ale tak to wyglądało.
Skąd czerpałeś wiedzę na temat inwestycji? Wykorzystywałeś metodę prób i błędów czy miałeś jakiegoś mentora, który pomógł Ci zacząć stabilnie i systematycznie zarabiać?
U każdego na początku chyba wygląda ta droga podobnie. Od wujka Google. W liceum chyba wszyscy mamy przedmiot Podstawy przedsiębiorczości, ale to bardziej kabaret niż jakiekolwiek budowanie świadomości na temat finansów, rynku, giełdy.
Od wujka Google, który dawał mi linki do jakiś artykułów. Nie wiem ile godzin spędziłem na czytaniu tego, ale skromna część dała co jest pięć, a co dziesięć. Wtedy zaczęło mi się, gdzieś rysować różnicę między cinkciarzem z opowieści starszych, a spekulantem lub jak kto woli trejderem.
Następnym chyba naturalnym krokiem jest literatura. Jestem uzależniony od kupowania książek, ale kiepsko mam z czasem. Kiedy doszła mi literatura na temat Forexa, który powoli stawał się moją obsesją to reszta poszła w kąt. Niestety większość ciekawych pozycji jest niedostępna w sklepach i trzeba zamawiać, gdzieś w internecie. Nie ukrywajmy, te książki nie należą do najtańszych, ale to też jest jedna z form inwestycji – w wiedzę! A czy zacznie zarabiać? Zależy od Nas samych jak te regułki przeniesiemy na wykres.
Mijał czas, wciąż pływałem w tym dzikim strumieniu informacji na temat giełdy. Drobne zarobki, drobne straty. Coś zauważyłem, że zaczęło coś żreć, jakiś trybik zaskoczył i moje interpretacje zaczęły się kręcić. Jednak wciąż czułem się jak pijane dziecko we mgle. Bliski byłem wtedy skorzystania z jakiegoś szkolenia tych ludzi sukcesów z gorących krajów, ale wtedy pojawił się Rafał Zaorski ze swoim runem. Jedna z niewielu osób po Livermoorze, który pokazał mi inną stronę rynku. Kompletnie odmienił moje podejście do całej spekulacji. Grupa TJS się zaczęła rozwijać. Obserwowałem kto, co i jak komentuje. Szukałem jakichś ludzi, którzy nie, że zrobią całą robotę za mnie, czyli powiedzą kup tutaj, a sprzedaj tam. Nie. Szukałem po prostu osób, które pokażą mi jak zbudowały wędkę i jak machają tym sprzętem, żeby żyłka się nie zawiązała na szyi, a trzymała haczyk z rybą. Pukałem do wielu drzwi, poznałem wiele ciekawych osób jednak nauczyłem się filtrować wszystko. To jedna z ważniejszych cech na rynku. Jeżeli zaczniesz grać jak każdy, który z pewnością siebie doda komentarz o swojej pozycji to stracisz depo szybciej niż jakbyś handlował po pijaku na pałę.
Prezentowałem skromnie gdzieś swoje analizy, ale szybko byłem gaszony, że kopie się z trendem, że łapię noże, że w ogóle to mam spadać. Czułem się trochę skołowany, bo przecież wszyscy mamy ten sam wykres i każdy widzi co innego. Aż tak innego? Niemożliwe. Łeb mi pękał. Jednak nie ma mocniejszego argumentu niż wyniki. Wróciłem do mojej pierwszej myśli, że rynek to jednak bezlitosny ring. Przez całą sesję europejską i amerykańską ciśniemy po sobie ostro, pokazując sobie środkowy palec i gołe tyłki, ale jak już jest po wszystkim to klepiemy się po plecach i jest fajnie. Jednak nie. Za wszystkim stoi wynik. Ile kasy zarobiłeś. To jest Twoja siła argumentu.
Przyszedł moment, że po paru zielonych miesiącach zacząłem znowu regularnie tracić. Szukałem strategii, szukałem błędów. Pisałem do mentorów. Co się u licha dzieje? Dostałem wtedy jedną z najcenniejszych rad dla mojej strategii linii trendu, wsparć i oporów. A mianowicie: grubas chce wszystkich wyru***ć i to co widać na wykresie to kłamstwo.
Coś w tym było.
Ileż można się uczyć? Nieskończenie. Jednak za dużo i świnia nie zje. Każdy ma taki moment, gdzie bardziej czuje się sfrustrowany natłokiem informacji. Czytasz i już Ci się mylą te makarony MMA, SMA, KSW, STOCH i wszystko inne. Im dłużej wszystkiego próbowałem tym wychodziło gorzej. Łapanie wielu srok za ogon. To tak nie gra. Im więcej osób poznawałem z tego świata to jeszcze gorzej mi się mieszało. Wymiana analiz między sobą jest super doświadczeniem pod warunkiem, że jesteś pewny swojego. Nie tępo przyspawany do setupy, ale Twojej wiedzy nie zachwieje zdanie innego gracza z inną strategią i innymi celami. Zostałem sam na sam z pustym wykresem i zacząłem od początku kreślić – linia trendu, z wyższych TF, gdzie się odbijało, poziomy Fibo na różnych TF, w różnych miejscach. Odciąłem się od dyskusji wszelkich, ale jednocześnie chciałem zostać w jakimś kontakcie z tym wszystkim. Założyłem własną grupę Uliczny Forex, która liczyłą 14 osób. Nie podejrzewałem, że urośnie do ponad czterystu osób i dwóch innych administratorów oprócz mnie. Teraz wracając do moich pierwszych postów jest to dobra kronika mojej nauki trejdingu.
Jak teraz wygląda Twój dzień jako tradera? Inwestujesz średnio- bądź długoterminowo czy skupiasz się na daytradingu i spekulacji na niskich interwałach czasowych?
Moim marzeniem jest wchodzić raz dziennie, otwierać pozycje, ustawiać zlecenia na cały miesiąc, a na koniec tygodnia wchodzić, zamykać, zgarniać zysk, wypłacać, zapomnieć, żeby za tydzień znowu wejść i ustawić plan na cały miesiąc. Jednak to wszystko wymaga wielkiej wprawy i paru lat, a ja jestem jeszcze chudym leszczem.
Praktycznie nocą – czwarta, piąta loguje się na wykres i kreślę sobie podstawowe kanały z poziomami. Ustawiam sobie siatki zleceń i w ciągu dnia staram się zajmować pracą, treningiem, żeby jak najmniej zerkać na wykres. Raz na parę godzin zobaczyć tylko jak leci rynek i ewentualnie dołożyć lub zamknąć.
Analizy robię z szerszej perspektywy czasowej, a pozycje to czasami chwilowe łapanie noży z większego szczytu.
Oboje doskonale wiemy, że inwestowanie na rynku lewarowanym obciążone jest sporym ryzykiem i niewątpliwie nie da się na nim tylko zarabiać. Jak teraz, po latach handlu, zdobywania doświadczenia i tysiącach transakcji radzisz sobie z emocjami i stresem związanym z inwestowaniem na tym rynku?
Jak już wspominałem wszystko tkwi w psychice. Skłamałbym próbując się kreować na Madsa Mikkelsena z reklamy XTB. Nie jestem pokerzystą. Strasznie się podniecam zyskiem, trochę mniej nad stratą. Jak na koniec tygodnia kończę runa tłustą kwotą to dzwonię do moich giełdowych aniołów stróżów i cieszymy się jak dzieci z wygranego meczu. Tydzień na stracie? Dzwonimy do siebie i też jakoś ratujemy się śmiechem, bo taki jest rynek. Codziennie masz tutaj szansę coś uhandlować. Czasami między nami jest dłuższe milczenie, więc wiadomo, że rynek Nas złapał za jaja i poważnie trzyma.
Wszystko traktuje jak sport i tak jak sportowy charakter nakazuje. Dostałem w łeb, ciężar mnie przygniótł? Trudno. Ostrzeżenie od giełdy, że za wysoko chce fruwać. Schodzę na niższą kwotę i zbieram tyłek na tej mniejszej kwocie znowu dochodząc do paru lotów na jednej pozycji. Taka korona cierniowa w tej całej dyscyplinie przynosi dużo dobrego. Wyrzeźbiony brzuch to nie efekt wiecznego podjadania słodyczy po nocach, ale efekt, że skręcało Cię przy lodówce.
Mike Tyson opowiadał w swojej biografii, że dobry bokser rano dowiaduje się o śmierci ojca, a wieczorem z pustą głową wchodzi na ring i wyrywa łeb. Może trochę brutalne porównanie, ale tak to wygląda. Dużo się mówi o tym, że jak masz problemy w życiu to przenosisz to na rynek i zaliczasz straty. Jak problemy przynosisz do pracy to też jakość wykonania obowiązków spada. Tutaj jest to samo. Musisz z chłodną głową prowadzić pozycję, bo jak w trakcie analizy dopuścisz do siebie wszystkie problemy życiowe to marna robota. Jeżeli siedzisz w towarzystwie, a akurat są dane i wiesz, że masz poważną kwotę do ugrania to lepiej chyba sobie odpuścić, a umówić się na inny wieczór i postawić wszystkim kolejkę jak dobrze zająłeś pozycję i giełda dała Ci więcej kasy niż Twój etatowy szef przez rok.
Pierwszy raz lewarowałem w głowie. Wrzucałem sto dolców na rynek, a traktowałem jak tysiąc. Wiesz jakiego mnie to szacunku nauczyło do otwieranych pozycji? Jak zrobiłem sto procent to kolejną stówkę traktowałem jak Oscara i odpuszczałem sobie na jeden dzień. To mnie nauczyło szacunku do całej kasy z rynku. Nie jest dla mnie żadną ujmą zaczynać jeden tydzień na tysiącu dolarów, kolejny na procencie składanym poprzedniego, a trzeci jechać od stówki znowu.
Livermoore miał problem spekulować z milionowym długiem na koncie. Zebrał wszystkich i powiedział im, że on nie może tak. Miał kasę na pięć tysięcy akcji i sześć tygodni czekał na pierwsze wejście! Pięc tysięcy akcji to było dla niego jak strzał w pysk. Jednak przełknął to i wyszedł znowu na prostą, że parę miesięcy później mógł odkupić swój jacht. Jeżeli psychicznie nie jesteś przygotowany na taką sinusoidę to lepiej się za to nie brać w ogóle. Chyba więcej nauczyłem się z takich historii niż z zyskownych transakcji.
Czy inwestujesz zawodowo czy prywatnie? Jak dużo czasu poświęcasz na trading?
Na początku roku obiecałem, że do końca roku poznają moje nazwisko na TJS i wiesz co? Od stycznia zaczynam pracę w Crypto Jam SA u Rafała Zaorskiego. Traktuję to jak milowy krok w rozwoju. Mógłbym spokojnie traiding traktować jak etat i być swoim szefem. Pudzianowski wcale nie musiał iść do KSW po zakończeniu kariery jako strongman. Miał wystarczająco pucharów i kasy, żeby do końca życia być jako symbol pewnej siły, ale poszedł do klatki i za niedługo prawdopodobnie będzie walczył o pas. Zaproszenie Rafała traktuję również jako mały Oscar dla dotychczasowej pracy jaką włożyłem w opanowaniu tej sztuki jaką jest spekulacja. Dla chłopaka, któremu niedawno nauczyciele w liceum wróżyli karierę najwyżej jako gościa na magazynie z wyrokiem to naprawdę duże wydarzenie w życiu. Widzisz ten wspólny mianownik pomiędzy giełdą, a sportem?
Obecnie pracuję na etacie (gdzie i co robię zachowam dla siebie), ale to praca w biurze. Nie koliduje mi za bardzo ze śledzeniem wyników na bieżąco, ale mam taką zasadę, że w tym czasie nie odpalam pozycji innych niż wcześniejsze oczekujące. Dyscyplina po nocy zarwanej na analizy i lektury dotyczące rynku. Jestem spekulantem full time i all in. Po treningu kiedy kręcę sobie cardio oglądam wykłady. Tak podchodzę do pasji, która staje się moim zawodem. To nie jest przedmiot, którego nauczą Cię w szkole. Jeśli chce być najlepszy i zarabiać fajną kasę to każdą wolną chwilę poświęcam na ten cel. Uzależnienie? Powiedz to komuś kto zawodowo zajmuje się sportem i jego cel to pierwsza myśl rano i ostatnia kiedy zasypia po całym dniu trenowania. Obojętnie czy chcesz zostać pisarzem i musisz trzaskać pełno opowieści, żeby szkolić warsztat pisarski oraz mieć co wysyłać do wydawnictw. Bierzesz udziały w konkursach literackich, jeździsz na spotkania z pisarzami. Hunter S. Thompson miał taką obsesję na punkcie pisarstwa i Scotta Fitzgeralda, że przepisał kiedyś Wielkiego Gatsby`ego. Nikt mu wtedy nie mówił, że jest uzależniony, ćpun i musi się leczyć.
Czy zwracasz uwagę na fundamenty i wydarzenia makroekonomiczne czy podobnie jak John J. Murphy, autor książki „Analiza techniczna rynków finansowych” uważasz, że wszystkie czynniki, które mogą oddziaływać na rynkową cenę towaru znajdują pełne odbicie w cenie(…) i badanie zachowań cen jest podejściem całkowicie samowystarczalnym?
Niestety to jest mój słaby punkt. Pierwszą rzeczą jaką powinienem robić przed analizą jest sprawdzenie kalendarza z wydarzeniami ekonomicznymi za co mnie bardzo gani Bogusz Kasowski, który jest specem w graniu na danych. Ta cała sztuka opanowania interpetacji danych jeszcze przede mną. Teraz w dobrej załodze wierzę, że szybko ogarnę ten instrument i zagram parę solówek w orkiestrze.
W jaki sposób podchodzisz do kwestii zarządzania kapitałem? Wykorzystujesz metodę runową czy może bardziej klasyczny sposób zarządzania kapitałem?
Po mojej grupie zauważyłem, że możesz pokazać TU WCHODZĘ, TAM PLANUJE WYJŚĆ, a jak zamknąć na stracie TO W TYM MOMENCIE. I wiesz co? Na dziesięć osób, które zastosują sygnał to cztery zarobią, a sześć straci. Dlaczego? Chyba właśnie przez kapitał. Wspominałem już, że pierwsze lewarowanie miałem w myślach. Wrzucałem sto dolarów, a traktowałem jak tysiąc, wrzucam tysiąc, a traktuje jak dziesięć koła. To jest bardzo dobre ćwiczenie, żeby się nie napalać i czasami nie zakręcić się w gridowaniu. Wspominałem o tym pisząc na grupie, ale nie wiem czy ktoś takie coś zastosował.
Mam parę kont w różnych walutach i testuje sobie różne pozycje. Jedno konto matka na które zaglądam niezwykle rzadko, żeby go nie palić tylko niech sobie dojrzewa na spokojnie. Inne konta mniejsze typowo runowe. Wrzucam pięćset funtów, sto, dwieście i jadę. Wypłacam zyski i jadę dalej. Czasami jak mnie stać to pojadę szaleństwem i all in, ale to tylko procent oraz zabawa. Kiedy jestem na koncie „Matka”, które poniekąd też jest runowe nie robię takiego cyrku. To poważne konto do zarabiania i nie pozwalam sobie na takie spekulanckie szczeniactwo. Jeżeli załącza mi się brawura to przechodzę na inne, mniejsze lub większe, ale które służy wyłącznie eksperymentom i tam jadę. Jeżeli stracę? Ponoszę karę. Wygram? Zastanawiam się czy to było mocno nieodpowiedzialne i czy tak samo bym zrobił na poważnym koncie. Najczęściej dochodzę do wniosku, że jednak tak, ale bez angażowania więcej niż 50 procent.
Dużo osób mi życzy, żeby mnie spotkał czarny łabędź i się wyczyścił do zera, bo gwiazdorze. Kiedy zaczynam sobie planować trejdingowy tydzień to tak się zabezpieczam różnorodnością kont i środków przeznaczonych na ten biznes, że chyba zmartwię swoich kibiców. Wszędzie trzeba mieć zabezpieczenie. Kiedy pracujesz na etacie też musisz mieć środki, które Ci zapewnią byt jak szef się z Tobą pożegna, albo firma padnie.
Bardzo Ci dziękuję za miłą, ciekawą i inspirującą rozmowę, Szymon! Życzę Ci wielu inwestycyjnych sukcesów.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google. Obserwuj nas >> |